W życiu tłumacza jest wiele rzeczy, które mogą utrudnić mu życie: Wi-Fi zanika, klient zmienia termin w połowie pracy, trzeba dopominać się o niezapłaconą fakturę u dużej kancelarii prawniczej… Cóż, to wszystko to zwykłe codzienne trudności, które prędzej czy później da się pokonać wytrwałością i determinacją.
O wiele trudniejsze jest jednak spotkanie pewnych słów w różnych językach, słów które opisują całe zjawisko kulturowe, zestaw uczuć lub emocji – po prostu nie można ich przetłumaczyć jednym zgrabnym słowem na język docelowy. Biedny tłumacz musi wtedy uciekać się do opisania tego słowa całym zdaniem lub – w niektórych przypadkach – umieścić obok niego gwiazdkę i mozolnie wyjaśniać jego sens drobnym drukiem na dole strony…
Jest w tym jednak pewne piękno, prawda? Już sam fakt, że takie słowa powstały i są z jakiegoś powodu potrzebne w danej kulturze wiele mówi o jej ludziach. Czasami można odgadnąć klimat danego kraju, temperament czy też ogólne podejście do życia na podstawie tych wyjątkowych, nieprzetłumaczników. Ciężko pracowałem, aby stać się poliglotą, więc teraz czerpię ogromną przyjemność z możliwości zanurzania się w całym świecie ekspresji i niuansów kulturowych podczas mówienia w innym języku, a także z wolności niektóre z tych ”nieprzetłumaczalnych” słów dają na przekazanie całego zestawu uczuć, których nie byłbym w stanie wyrazić inaczej.
Wybierzmy się w małą podróż dookoła świata i znajdźmy kilka ciekawych nieprzetłumaczników, co Ty na to?
Dobrym początkiem jest słowo SONDER, wymyślone przez Johna Koeninga, które prawdopodobnie mogłoby wypełnić cały osobny post na tym blogu. W napisanym przez siebie Dictionary of Obscure Sorrows – Słowniku niejasnych/niezrozumiałych żali definiuje on sonder jako uświadomienie sobie, że każdy spotkany na drodze przypadkowy przechodzień żyje życiem tak barwnym i złożonym jak Twoje – wypełnionym własnymi ambicjami, przyjaciółmi, codzienną rutyną, zmartwieniami i wrodzonym szaleństwem. Samo słowo istnieje od zaledwie kilku lat, a mimo to opisuje coś, co wszyscy wiemy, ale o czym mimo wszystko w zasadzie nigdy nie myślimy: każdy z nas jest głównym aktorem występującymi w ‘filmie’ o nas samych w naszych głowach, ale każdy inny człowiek na tej planecie jest bohaterem ICH wewnętrznego filmu pełnometrażowego. To stawia pewne rzeczy w innej perspektywie: gdy denerwujesz się na osobę zajeżdżającą Ci drogę, na niemiłego sprzedawcę w sklepie – wszyscy mamy określone powody naszego zachowania i nigdy nie wiadomo, jaki zwrot akcji wydarzył się w „filmie” tej drugiej osoby, który doprowadził ich do takiego a nie innego działania.
Zostańmy jeszcze w Europie i skupmy się teraz na Skandynawii. Kraje takie jak Szwecja, Dania i Norwegia regularnie zajmują czołowe miejsca na listach „najszczęśliwszych”, „najspokojniejszych” i „najbardziej zrównoważonych” narodów na świecie, więc muszą mieć własne nieprzetłumaczalne słowa, które miejmy nadzieję dają nam pojęcie co jest ich sekretem. Duńskie słowo HYGGE stało się już międzynarodowym hitem – to ciepłe i przytulne uczucie spokoju i serdeczności wynikające po prostu z dobrego samopoczucia i ogólnego zadowolenia. Można je dodatkowo wywołać lub wzmocnić poprzez określony wystrój domu, nastrojowe świece lub przytulny rodzinny wieczór przy kominku. Niedalekim kuzynem tego wrażenia jest chyba norweskie UTEPILS – picie pysznego zimnego piwka na zewnątrz w słoneczny dzień. Szwedzi starają się niejako wpasować ten klimat dzięki słowu LAGOM – „w odpowiedniej ilości” lub „w równowadze”. Prawdopodobnie można to słowo interpretować jako „mniej znaczy więcej”, czyli że więcej wartości i pożytku drzemie w posiadaniu mniejszej ilości rzeczy, jedzenia z umiarem i świadomości, kiedy powiedzieć basta – dość. To słowo szybko zyskuje na popularności na całym świecie i wcale się nie dziwię – zalety lagom wydają się oczywiste. Na koniec mamy islandzki GLUGGAVEDUR – „pogodę okienną – window weather”. Okazuje się, że większość z nas prawdopodobnie doświadczyła tego wrażenia, nawet o tym nie wiedząc – siedzisz sobie w ciepełku i zrelaksowana w domu, obserwując przez okno zamieć lub silny wiatr i deszcz na zewnątrz. Od razu czujesz się miło i świetnie, wiedząc, że nie musisz po nic wychodzić, prawda? To właśnie jest gluggavedur.
Zejdźmy teraz w dół mapy do Niemiec, aby wydobyć kolejne stosunkowo znane słowo – SCHADENFREUDE. Jak zapewne wiesz, jest to radość lub przyjemność czerpana z nieszczęścia kogoś innego. No cóż, nie jest to przyjemne uczucie i prawdopodobnie każdy z nas doświadczył go przynajmniej raz w życiu, choć nikt nie wie, dlaczego właściwie trzeba było stworzyć takie słowo. Dajcie znać w komentarzach, jeśli znacie jego pochodzenie. Niemcy mają jeszcze jedną ciekawą propozycję w tym temacie – BESCHAULICH – w stanie medytacji, kontemplacji, w spokojnej atmosferze. Myślę, że moglibyśmy nazwać ten wyraz odległym kuzynem wspomnianego wcześniej hygge.
Niedaleko, w Holandii, chwalą za to zalety NIKSEN – dosłownie „nicnierobienia”. Od jakiegoś czasu s am z tym eksperymentuję: robię sobie krótkie przerwy w środku dnia po prostu patrząc przez okno lub leżąc na plecach i podziwiając sufit. Muszę się zgodzić z Holendrami – to naprawdę dość relaksujący i odprężający proces. Należy dodać, że to nie to samo co medytacja czy mindfulness, kiedy musisz się skoncentrować, aby być w chwili obecnej, żyć w danym momencie. W niksen po prostu robisz coś bez celu i pozwalasz swoim myślom rozbiegać się w różnych kierunkach. Sam spróbuj pewnego dnia i przekonaj się, czy Ci się spodoba! Twój dzień może wymagać właśnie takiej relaksującej małej przerwy. Innym doskonałym przykładem niejasnego i nieprzetłumaczalnego wyrazu jest GEZELLIGHEIT. Słowo gezellig można w przybliżeniu określić jako „ułatwiający relaksowanie się” lub „przytulne”, ale można je również zastosować do budynku, osoby, imprezy, wycieczki i odpowiednio zmienia się wtedy jego znaczenie, tj. przyjemny do przebywania w pobliżu, przebywanie razem, zrelaksowany, zachęcający. Wszystko to jednak pozytywne cechy, więc zdecydowanie każdemu przyda się trochę gezelligheit w naszym życiu.
Zróbmy teraz duży skok i przenieśmy się aż do Azji Wschodniej. Japonia zawsze mnie fascynowała. Jak można się domyślić, jest to kraj posiadający bardzo tradycyjną i specyficzną kulturę z wieloma słowami, których po prostu nie da się przełożyć na nasze zachodnie wartości. Poniżej wybrałem tylko kilka z wielu wyjątkowych i bogatych w znaczenie słów. Na początek weźmy WABI-SABI. Znalazłem satysfakcjonującą definicję w Wikipedii, która mówi, że „wabi-sabi” odnosi się do uważnego podejścia do życia codziennego. Jest to światopogląd skupiony na akceptacji przemijalności i niedoskonałości. Rzeczy w swoim zarodku, a nawet bardziej rzeczy w rozkładzie, bardziej przypominają wabi-sabi niż rzeczy w pełnym rozkwicie, ponieważ sugerują przemijalność i niedoskonałość wszytkiego”. Wyobraź sobie stary wazon z pęknięciami na powierzchni, gąsienicę zanim przeistoczy się w motyla lub przystojnego mężczyznę z dużą blizną na twarzy – wszystko to ma w sobie element wabi-sabi. Jednym z pomniejszych składników całej tej estetyki jest JUGEN – „głębokie, tajemnicze poczucie piękna wszechświata… i smutne piękno ludzkiego cierpienia” lub „świadomość Wszechświata, która wyzwala reakcje emocjonalne zbyt głębokie i potężne by ubrać je w słowa”. Prawdopodobnie wszyscy doświadczyliśmy fenomenu Jugen: może kiedyś, wcześnie rano, patrząc w zupełnej ciszy na wschód słońca i nie mogłeś wprost znaleźć słów aby oddać co czujesz. Tu na ratunek przychodzi właśnie to jedno słowo opisujące całą mieszankę emocji… Dziękujemy, Japonio! Nie możemy tutaj nie wspomnieć o IKIGAI – „przyczynie istnienia”. Innymi słowy: mieć sensowny kierunek lub powód w swoim życiu i świadomie lub nieświadomie podążać tą ścieżką poprzez swoje działania. Niestety nie tak łatwo jest najpierw ten sens istnienia znaleźć… Dla kontrastu dorzućmy jeszcze jedno piękne słowo, które jest w pewnym sensie sprzeczne z ikigai. Jak wszyscy dobrze wiedzą, w dzisiejszych czasach pojęcie mindfulness opanowuje cały świat, ale Japończycy tak naprawdę od dłuższego czasu mają już swój własny odpowiednik (lub przynajmniej podobne pojęcie) – KOTSU-KOTSU. Dosłownie oznacza to „krok po kroku”, co należy interpretować jako koncentrację na chwili obecnej lub czynności, a nie na ostatecznym ikigai, celu życia. A więc: nie dla wielozadaniowości, martwienia się o przyszłość lub rozpraszania się błahostkami. Po prostu bądź tutaj, teraz. Cudownie proste, prawda?
Zakończmy naszą lingwistyczną podróż kilkoma przykładami zaczerpniętymi ze starożytnych języków, które są tak bogate i emocjonalne w ich ideologii. Niedawno uzyskałem certyfikat uprawniający do uczenia jogi i to on skierował mnie na ścieżkę, na której odkryłem wiele z tych niesamowitych terminów pochodzących z Sanksrytu i oraz bardzo odmiennych sposobów postrzegania świata, więc pozwólcie mi trochę go wam przedstawić. Tybetańskie pojęcie SHENPA sprawiło mi wiele kłopotów, kiedy próbowałem je tutaj wyjaśnić. Myślę, że można je opisać jako „haczyk” – negatywny wzorzec myślowy, który jest przez coś wyzwalany. Wyobraź sobie, że ktoś rzuci negatywną uwagę na temat Twojej nowej koszuli, nie zauważył Twojej nowej fryzury lub jesteś świadkiem zachowania pasywno-agresywnego? Twój umysł wpada we frustrację i wewnętrzny szał, powolutku z niewielkiego rozdrażnienia przechodząc w negatywność i jawną złość. Medytacja uczy, jak oderwać się od takich zachowań i wyrwać się z negatywnej spirali – szenpy. Nadal mam wrażenie, że niezbyt dobrze wyjaśniam to pojęcie, prawda? Ten krótki artykuł może wypełnić lukę. Kolejnym magicznym słowem jest SAMVEGA. Ponownie posłużę się tutaj definicją kogoś innego: „uciskające poczucie szoku, konsternacji i wyobcowania, które przychodzi wraz z uświadomieniem sobie daremności i bezsensu życia, jakim jest nasza normalna egzystencja”. Uświadomienie sobie tego uczucia prowadzi do pilnej potrzeby poszukiwania wyzwolenia, oderwania się od tego typu życia. Jak widzisz, jest to dość rozbudowany koncept, zdecydowanie za głęboki jak na poziom tego posta zorientowanego na tłumaczenie, więc jeśli chcesz dowiedzieć się więcej, proponuję przeprowadzić swoje własne dochodzenie online – będzie warto. Kiedy to zrobisz, z pewnością pomocne będzie przyjęcie postawy SHOSHIN – „umysłu osoby początkującej, mającej postawę otwartości, zapału i braku uprzedzeń podczas uczenia się danego przedmiotu, nawet jeśli odbywa się to na poziomie zaawansowanym, tak jak zrobiłby to ktoś przy pierwszej próbie”. Zasadniczo – podchodź do nauki nowych rzeczy z ciekawością i otwartością dziecka.
To tyle na temat naszej dzisiejszej podróży językowej przez nieprzebyte głębie nieprzetłumaczalności. Miejmy nadzieję, że udało mi się zaszczepić w Tobie ciekawość aby zbadać niektóre z tych światów albo dowiedzieć się więcej o jednej z powyższych kultur? Oczywiście wymieniłem tu tylko kilka z setek słów, które pasowałyby do „nieprzetłumaczalnej” kategorii. Czy przychodzi Ci do głowy coś w Twoim języku co mogłoby znaleźć się na tej liście? Daj mi znać!