KSIĄŻKI – JAK ZAKOCHAĆ SIĘ W SŁOWACH?

Każdy szanujący się tłumacz zawsze doceni dobrą książkę. W moim przypadku, to właśnie książki sprawiły, że postanowiłem zostać zawodowym lingwistą.

Moja pasja do książek zaczęła się bardzo wcześnie, a wszystkie późne noce spędzone na czytaniu przy małej lampce nocnej są najpewniej głównym powodem tego, że noszę teraz okulary. Nie pamiętam zbyt wiele z tego co wtedy czytałem, ale wszystkie części komiksowych przygód Thorgalla i Pinocchio Carlo Collodiego na pewno zrobiły na mnie wtedy wielkie wrażenie.

Już w szkole średniej podejmowałem pierwsze próby czytania oryginalnych angielskich edycji Władcy pierścieni Tolkiena, książek podróżniczych Billa Brysona czy niektórych z mrożących krew w żyłach pozycji Chucka Palahniuka. Pamiętajcie, że wtedy Internet w Polsce był jeszcze daleko od powszechnej dostępności, więc niektóre z książek kupiłem w trakcie pierwszej wizyty w UK, a reszta to pewnie spiracone PDF-y, które dorwałem kiedy tylko założyli nam stałe łącze w domu.

Ciągle pamiętam to rozdzierające uczucie, którego doświadczyłem dwa (!) razy, kiedy dowiedziałem się będąc w połowie tłumaczenia książki którą sobie akurat wybrałem (najpierw Krótka historia wszystkiego Billa Brysona, a później Niewidzialne potwory Palahniuka), że jest już polskie tłumaczenie i wydanie. Mimo wszystko, tak to się właśnie u mnie zaczęło. Ziarno zostało zasiane. Zafascynowało mnie strasznie to, jak moja interpretacja słów daje tekstowi określoną płynność i wydźwięk oraz to, że mam prawo decydować o rytmie i emocjonalności tekstu.

Obecnie, kilka lat później – po tym kiedy wreszcie udało mi się zobaczyć parę moich tłumaczeń w druku – ciągle bardzo łatwo zakochuję się w języku używanym w książkach, w kreatywności językowej autorów i całych światach zbudowanych na stronach danej książki. Czasami w trakcie czytania wyobrażam sobie jak dany tekst brzmiałby w innym języku (nierzadko wydaje mi się, że mógłby osiągnąć inny wymiar po zmianie języka), a czasami jestem przekonany, że zwyczajnie żadne tłumaczenie nie byłoby w stanie oddać atmosfery oryginału. Zastanowiłem się i wybrałem poniżej klika pozycji, które są dobrym przykładem do tego typu przemyśleń. Wszystkie z nich zafascynowały mnie, wzbudziły podziw i sprawiły, że jestem bardzo, bardzo zazdrosny.

1. Wojna polsko-ruska pod flagą Biało Czerwoną, Dorota Masłowska – ale to wykręca mózg! Pożyczyłem tę książkę kiedyś od koleżanki w liceum i przeczytałem od tej pory wiele razy. Autorka zwyczajnie wzięła wszelkie możliwe reguły polskiej gramatyki oraz interpunkcji i rozerwała je na strzępy. Efekt? Narracja, która przypomina mamrotanie stereotypowego dresiarza pod blokiem. Nie wiem na ile możliwe jest dobre przetłumaczenie tego na inne języki, ale rzekomo istnieje kilka różnych wersji międzynarodowych i bardzo słabo się sprzedają, nie mogę się doczekać żeby którąś przeczytać! Domyślam się, że musi być ciężko zrozumieć treść dla kogos kto nie jest Polakiem lub nie ma dostępu do obszernych wyjaśnień tła kulturowego. Sam trochę bym się trząsł przed próbami tłumaczenia tej sterty rozmyślnych błędów ortograficznych, ale niektórzy z moich kolegów po fachu pewnie zakasali rękawy i mieli z tym dużo brudnej i miłej roboty ☺


Wersja polska.

Wersja angielska.

2. Kościarz, Luke Reinhardt – jak dla mnie to książka, która zmienia wszystko. Oszałamiająca fikcja, napisana bardzo metodycznie, logicznie i elegancko przez byłego wykładowcę na uniwersytecie, po prostu ma się ochotę zostawić stare życie za sobą i pozwolić kościom decydować o reszcie! Spędziłem kilka zabawnych i niegrzecznych dni w trakcie podróży w Stanach kiedy pozwoliłem kościom mówić mi co mam robić, może kiedyś będę miał odwagę posunąć się jeszcze dalej? Jeśli kiedykolwiek uda mi się napisać książkę, chciałbym żeby wywołała u kogoś przynajmniej troszkę z ciarek jakie ja miałem na skórze w trakcie lektury. W tej chwili czytam ją po hiszpańsku, świetna i odmienna atmosfera od oryginału.


Wersja angielska
Wersja polska.

3. Miasto ślepców, by José Saramago – akurat skończyłem lekturę, w dwóch czy trzech posiedzeniach. Wyobraźcie sobie, że nagle cały świat traci wzrok, co mogłoby się stać? Surowa, szczera i przeszywająca fikcja. Język jest bardzo prosty, bohaterowie nie mają imion a dialogi pisane bez przerw, skłębione razem linia po linii, a mimo to nie można przestać przewracać stron – kudos, José. Kupno oryginalnego wydania jest już na mojej liście zakupów, świetny sposób na poprawę mojego portugalskiego.


Wersja portugalska.
Wersja angielska.

4. Podwójne gry, Richard Mason – Już pierwsze zdanie chwyta za gardło i nie puszcza aż do końca – “Po 45 latach małżeństwa moja żona zastrzeliła się wczoraj po południu. Tak przynajmniej uważa policja, a ja z wielką gorliwością gram rolę pogrążonego w smutku wdowca. To ja ją zabiłem”. Z tego co wiem, autor miał 20 lat kiedy napisał tę książkę. Ależ jestem zazdrosny. Nie dajcie się zmylić, to nie typowy thrillerek detektywistyczny w miękkiej oprawie jakich pełno na lotniskach, a mroczna, wciągająca i pełna emocji historia. Trudno znaleźć lepszą. Rewelacyjne polskie tłumaczenie Anny Zielińskiej.


Wersja angielska.
Wersja polska.

5. Niewidzialne potwory, Chuck Palahniuk – Większość ludzi słyszało o autorze tylko przez “Fight Club – Podziemny krąg”, mimo, że Potwory są moim zdaniem o wiele lepsze. Przykuwająca uwagę, brutalna i śmieszna narracja wszystkiego co złe w dzisiejszym próżnym i prowizorycznym społeczeństwie, zwłaszcza w kręgach mody. Krótkie, przeszywające zdania sprawiają, że zastanawiasz się czy powinieneś się śmiać czy czuć obrzydzenie? A może oba na raz? Straszny ubaw w trakcie lektury i tłumaczenia, świetny trening w amerykańskiej prozie.


Wersja angielska.

To tylko garść wybranych pozycji z całej lawiny innych. Mogłem równie dobrze wspomnieć Wegetariankę Han Kang, Machine Man Maxa Barry’ego, Baranka Chrisa Moore’a i kilkanaście innych… Może kiedy indziej napiszę drugą część tego posta.

A Ty, przeczytałeś któreś z powyższych? Zdarzyło Ci się zakochać w języku jakiejś książki? Zawsze chętnie przyjmę rekomendacje dobrej lektury!